Żegnaj NYC, witaj Waszyngton D.C.


Nowy Jork pożegnał nas lekkim ochłodzeniem, o ile można ochłodzeniem nazwac spadek temperatury z 90 stopni Fahrenheita do jakiś 75. Tak czy siak w piątek padał deszcz. Idealnie, bo w tym czasie byliśmy już na lotniskowcu Intrepid. Tomek był w swoim żywiole. Samoloty, lotniskowiec, i jakby tego bylo mało to jeszcze prototyp promu Enterprise! Dziki szał!
Potem miała być wycieczka na Coney Island - brooklinską plażę, no ale pogoda jednak nie dopisała, może nawet lepiej, bo potrzebowaliśmy odpoczynku. Po obiedzie wróciliśmy na kilka godzin do hotelu, ale przed wieczorem zostawiliśmy tam dzieciaki i sami z Tomkiem pojechaliśmy na Brooklyn, żeby sprawdzić, czy Manhattan nocą rzeczywiście wygląda tak jak na fototapetach. No i... tak, wygląda! Zdjęcia robiliśmy z Manhattan Bridge, żeby było też na nich widać most brooklinski. Niestety przez Manhattan Bridge jeżdżą pociągi i nogi mi się trzęsły ze strachu razem z tym mostem.
W sobotę rano wstaliśmy wcześniej, żeby wyruszyć do Waszyngtonu. Niby to zaledwie 4.5h drogi autem, ale ponieważ w środę będziemy gnać do Kanady, to nie będzie czasu na zakupy i postanowiliśmy przetestować jeden z polecanych outleów dziś. Zakupy Tomek uważa, za oszałamiająco udane, reszta rodziny po prostu za udane. Ale nie od dzis wiadomo, ze Tomuś w obliczu okazji traci kontrolę nad własną kartą kredytową.
Od 20.00 jesteśmy w motelu w mieście Arlington. W porównaniu z naszym nowojorskim lokum tym razem mamy wręcz apartament. Przejeżdżając przez Waszyngton rzuciła nam się w oczy kopuła Capitolu, ale zwiedzanie go jest zaplanowane na poniedziałek. Waszyngton w ogóle wydaje się zdecydowanie czystszy i bardziej przestronny. Jest czym oddychać :)

Komentarze