Waszyngton. Trzy muzea czy raczej centra edukacji?




Uwielbiam Waszyngton! Przede wszystkim można tu oddychać, nawet podczas upału. Ulice są czyste, a metro klimatyzowane nawet na przystankach - w przeciwieństwie do NYC. Ale muszę przyznać, że zakup biletów na to metro to nie lada wyzwanie. Proces jest tak skomplikowany, że nie wiem czy podejmę się wyjaśniania jak to działa.
Ponieważ nasz motel jest w Arlington, a nie w samym Waszyngtonie, to rano, po śniadaniu pomarańczową linią metra dojechaliśmy do Capitolu. Na jutro mamy zarezerwowane zwiedzanie, więc dziś tylko wybraliśmy ten przystanek jako początek spaceru. Capitol jest tez ostatnim punktem ogromnego skweru w centrum miasta. Po obu stronach tego skweru znajdują się muzea. W zdecydowanej większości są darmowe i dostępne dla wszystkich. Już pierwsze, do którego weszliśmy zupełnie mnie zamurowało: National Museum of American Indian. Genialnie zaplanowany budynek i ekspozycja. Cudowne zbiory, pioropusze, stroje, totemy, broń, narzedzia. A do tego filmy, tablice informacyjne, wszystko szczegółowo, ale przejrzyście wyjaśnione i opowiedziane. Doskonała lekcja historii narodów Ameryki północnej.
W drodze do National Air and Space Museum zjedliśmy muffiny przeznaczone na drugie śniadanie. Wiedziałam, że stąd to prędko nie wyjdziemy! Samoloty, statki kosmiczne, a nawet kawałek skały z księżyca przywiezionej, o ile dobrze pamiętam w 1968 roku. Chłopaki byli w swoim żywiole, choc muszę przyznać, że sama z zainteresowaniem oglądałam film jak wygląda życie na lotniskowcu. Wizyta na Intrepid w NYC trochę wzbudziła ciekawość.
Skwer pomiędzy Capitolem a Memoriałem Waszyngtona otoczony jest foodtruckami zaparkowanymi dosłownie zderzak w zderzak. Tym samym obiad na trawie jest rzeczą oczywistą. Tak oczywistą jak fakt, że jesz na obiad hamburgery z frytkami. Czy wspominałam już, że po powrocie nie spojrzę na coca colę co najmniej przez kwartał?
Ostatnie zaplanowane na dziś to Museum of Natural History. Serio, nazywanie tych miejsc muzeami to jakieś nieporozumienie. W muzeum chodzi się w kapciach, te tutaj to genialne centra edukacji. Idealnie dostosowane do przeprowadzania lekcji praktycznych. Zwierzęta, szkielety, filmy, nawet możliwość potrzymania gąsienic czy modliszki albo swierszcza, z ktorej to opcji skorzystał oczywiście tylko Seweryn.
Na koniec dnia doszliśmy do Białego Domu. Gdy byliśmy tuż obok lądowały 3 helikoptery. Czyżby głowa państwa powróciła do kwatery? Orzeł wylądował?

Komentarze