W drodze z Arlington do Kitchener



Wczorajszy dzień był z jednej strony ciężki, ale też zostawił dobre wrażenia. Planowaliśmy opuścić hotel o 6.00 i to nam się udało. Niestety nawigacja pogubiła się przy wpisywaniu tak odległego adresu, całe wieki przeliczała trasę, a my nie mieliśmy pojęcia jak opuścić Waszyngton. Zmarnowaliśmy na to godzinę, ale finalnie ruszyliśmy w dobrym kierunku. Czas wyjazdu był dość ważny, bo o 17.30 powinniśmy oddać auto w Kitchener. Spóźnienie do następnego dnia to stówka w plecy w kanadyjskiej walucie, a jak wiadomo, lepiej wydać ją na lody.
Trasa biegła głównie bezpłatnym autostradami, ale też drogami lokalnymi. No i to było właśnie najfajniejsze, bo widoki na góry, rzeki, miasteczka pokazały,
 że Ameryka nie jest jak NYC ani jak Waszyngton. Już mam w głowie wakacje w trasie, koniecznie z pominięciem wielkich miast!
Na ostatnim odcinku przed granicą z Kanadą spełniliśmy Olka marzenie: obiad w amerykańskim McDonaldzie :) Ja wzięłam ćwierćfunciaka z serem - jak w Pulp Fiction ;)
Granicę przekraczaliśmy w Qinnstone Bridge. Cały czas mieliśmy w głowach porady Agaty, żeby koniecznie zostawić facetowi w budce te karteczki wpięte w paszporty podczas wjazdu. No i jedziemy tym mostem, a tam żadnej amerykanskiej budki, a przed nami już Kanadyjczycy. Tomek krzyczy, że trzeba zawracać, ja do niego "gdzie zawracać na moście człowieku!" No i zatrzymaliśmy się przy Kanadyjczykach. Pan zadał kilka standardowych pytań, wbił pieczątki w paszporty i życzy miłej podróży. Pytam go więc o te karteczki, czy nie są mu potrzebne. A on, że jeśli chcę to mogę je wydrzeć i mu zostawić, a on przekaże amerykanom. A jeśli nie to mogę je też zostawić na lotnisku w Toronto, kiedy będziemy kończyć wakacje. Wybraliśmy opcję pierwszą, choć pewności nie ma, czy karteczki trafią tam gdzie trzeba :)
Do wypożyczalni dojechaliśmy na czas. Wystarczyło go jeszcze, żeby zatankować paliwo do pełna i 17.20 pojechaliśmy na parking Budget Rentals. Ufff.
Z braku czasu nie mam z tej trasy żadnych zdjęć, czego bardzo żałuję. Ale dorzucam do posta fotkę naszego kanadynskiego towarzysza podróży zrobioną w Virginii przed Air and Space Museum.


Komentarze