Nowy Jork. Statua Wolności i biblioteka publiczna



Jeeee! 65 dolców i kupiłam względny spokój ducha! Mamy nebulizator na "amerykanski prąd". Pan w aptece wiedział o co chodzi, nie oczekiwał żadnych recept i nawet zapytał czy potrzebujemy tez leki. Domyślam się, że wiedziałby nawet jakie nam sprzedać. Pierwszy kompetentny aptekarz w Ameryce Północnej! Wszyscy poprzedni to tylko sprzedawcy, którzy mówią o recepcie jeśli nie wiedzą o co chodzi. Leki mieliśmy przy sobie i Olek od razu w tej aptece wziął co trzeba.
Ponieważ wizyta w aptece odłożyła start naszdj wycieczki o dobrą godzinę to do Battery Park dotarliśmy po 10.00 i kolejka po bilety na prom była już okrutna, a w dodatku nie bylo już biletów do podstawy Statuy. Może to i lepiej. Widok na Manhattan z wody jest oszałamiający. Sama Lady Liberty z daleka wydaje się niewielka, ale stojąc na wyspie już robi wrażenie. Choć i tak najlepsze moim zdaniem to muzeum imigracji na Elis Island. Tu dopiero widać jak w okresie wielkiej emigracji ludzie docierali do NY, z jakich powodów, co było dla nich ważne. Cała wycieczka do Statuy i Elis Island zajęła kilka godzin. Po zejsciu na ląd pojechaliśmy metrem na obiad i potem w stronę nowojorskiej biblioteki publicznej na 5th Avenue. Budynek cudowny, jego idea również do mnie bardzo przemawia - każdy może tam wejść i bezpłatnie skorzystać ze zbiorów, a zamówienia realizowane są w ciągu pół godziny. Na parterze wystawa o rewolucji w latach 60,  oddział dla dzieci, na wyższych piętrach czytelnie. I niestety mnóstwo turystów, więc nie wiem jak można się w takich warunkach skupić na uczeniu się.
Z biblioteki metrem podjechalismy do Central Parku. Zmęczenie już nam mocno dawało w kość, więc musiałam zrezygnować z John Lenon Memorial na rzecz Central Park ZOO. Tym samym zwiedzanie NY śladami filmu Madagaskar uważa się za zakończone - na Grand Central, z którego Marti chciał jechać do Connecticut również byliśmy wcześniej.

Komentarze