Kanada. Toronto po raz drugi.



Niedzielę spędziliśmy w Kitchener. Najpierw dla chętnych był finałowy mecz mistrzostw świata w piłkę nożną, a potem obiad u cioci. Chłopaki zachwyceni bo na obiad były schabowe! No proszę, jednak nawet dzieci nie dadzą rady na fastfoodach za długo! Ja też miałam urodzinową niespodziankę! Chyba Tomek mnie wydał, ale warto za taki tort i happy birthday w wykonaniu Penelopy!
W poniedziałek rano, nasz ostatni pełny dzień w Kanadzie pojechaliśmy do Toronto. Zaplanowaliśmy szybkie zdjęcia przy city hall, bo tam stoi wielki napis TORONTO, a na później Rippley's Aquarium i Center Island.
Do akwarium nie byłam przekonana. W końcu byliśmy już w kilku w Europie. Ale Olgierd chciał bardzo, Tomek też, a mnie przekonała Emilki opinia, że warto, bo można się głaskać płaszczki! I faktycznie warto! Największy zbiornik, ten m.in. z rekinami jest przeogromny! Korytarz dla zwiedzających ciągnie się pod nim slalomem i co najbardziej zaskakujące jest wyposażony w ruchomy chodnik! Więc stoisz po prostu na tym chodniku i się przesuwasz! Powolutku równym tempem do przodu, bez ryzyka, że na kogoś wpadniesz patrząc w górę! Rekiny i płaszczki pływają dookoła! Pod koniec ekspozycji widoczne dla zwiedzających są systemy filtrujące. To też robi wrażenie, bo w żadnym oceanarium się tym nie chwalili. A tu wszystko na wierzchu. Dalej są odkryte akwaria, w których można dotknąć małego rekina tygrysiego, a tuż przed sklepem z pamiątkami wielki basen, w ktorym pływają płaszczki i rzeczywiście można je głaskać! Mało tego, one to głaskanie uwielbiają! Przepływają same i zatrzymują się przy ścianie żeby je dotykać!!!
Z akwarium wyruszyliśmy w kierunku portu, żeby złapać prom na Center Island. Niestety nie mieliśmy już za dużo czasu, żeby obejść całą wyspę, ale przeszliśmy na jej przeciwny brzeg, żeby chłopaki mogli popływać też w jeziorze Ontario. Olgierd oczywiście nie miał kąpielówek, choc przypominałam mu o tym ze 4 razy. Nie przeszkadzało mu to jednak i też wlazł do wody. Na wyspie zaskoczył mnie klomb genialnie urządzony warzywami ozdobnymi! To prawda, że buraki liściowe, jarmuż i pomidory w towarzystwie kilku nagietków wyglądają jak bukiet!
W pobliżu promu zjedliśmy poutine - frytki z sosem pieczeniowym zapiekane z serem. Opis dania brzmi raczej odpychająco, ale nie jest tak źle jak się wydaje. Wręcz przeciwnie, całkiem smacznie to wyszło. Zwłaszcza w towarzystwie piwa i oszalamiajacego widoku na centrum Toronto tuż przed burzą!
W drodze powrotnej do auta trochę zakupów w sklepach z pamiątkami i można ruszać na autostradę 401.


Komentarze